Stare, dorodne drzewa są wycinane, trawniki likwidowane, „odzyskane” nawierzchnie zalewane betonem. Efekt? Mniejsza odporność miasta na fale upałów, wzrost temperatury w śródmieściu nawet o kilka stopni, powstawanie tzw. wysp ciepła. Zabetonowane przestrzenie utrudniają naturalną retencję wody, co może prowadzić zarówno do wystąpienia miejskiej suszy, jak i do lokalnych podtopień i powodzi.
Takie nadmierne wykorzystanie betonu w przestrzeniach miejskich zaczęto określać terminem „betonoza”.
Słowem betonoza opisuje się przestrzenie publiczne, w których użyto nadmiarowej ilości betonu, często likwidując przy tym zieleń. Określenie to spopularyzował aktywista miejski, współzałożyciel stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, Jan Mencwel, autor książki „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta”, który podczas fali upałów w czerwcu 2019 roku zapoczątkował na Twitterze wrzucanie zdjęć miejskich rynków, gdzie w ramach rewitalizacji zieleń zastąpiono betonem. Betonoza często bywa nazywana chorobą polskich miast.
W badaniu przeprowadzonym na początku sierpnia br. dla PTWP, organizatora Europejskiego Kongresu Gospodarczego i wydawcy portalu PropertyDesign.pl, 68 proc. ankietowanych na pytanie: „Czy uważasz, że w polskich miastach mamy problem z tzw. betonozą?” odpowiedziało: „Zdecydowanie tak, gdzie nie spojrzysz zabetonowane całe centrum”. 13 proc. stwierdziło, że: „Nie jest tak źle, wiele miast stara się rozwiązać problem”, 9 proc. natomiast uważa, że betonoza to rozdmuchany problem, a w polskich miastach jest sporo zieleni.
Miasto do zmiany
Według prognoz ONZ w 2050 roku 68 proc. ludności świata będzie mieszkać na terenach zurbanizowanych. Choć miasta pokrywają tylko 3 proc. powierzchni Ziemi, to zużywają 70 proc. energii i wytwarzają 72 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. Odpowiadają one w dużym stopniu za zmiany klimatu i jednocześnie najbardziej odczuwają skutki tych zmian.
W zabetonowanych miastach trudniej niż w lesie czy na wsi znosi się wysoką temperaturę, w tropikalne noce, kiedy słupek rtęci nie spada poniżej 20oC, gorzej się śpi, organizm się nie regeneruje. To szczególnie niebezpieczne bywa dla małych dzieci i ludzi starszych.
Niekorzystnym zmianom może zapobiec, lub je chociaż osłabić, mądra, zrównoważona rewitalizacja przestrzeni miejskich – wszędzie tam, gdzie to jest tylko możliwe, miasta należy odbetonować i postawić na błękitno-zieloną infrastrukturę, czyli wodę i zieleń, a szczególnie drzewa. Polskie miasta powinny się zazielenić, bo to zwiększy ich bioróżnorodność, a także uodporni je na susze i powodzie oraz obniży w nich temperaturę.
Zieleń powinna stać się modna, a uleganie betonozie powinno być powodem do wstydu
Jan Mencwel w rozmowie z „Kulturą Liberalną”
Konieczne jest przejście na odnawialne, zeroemisyjne źródła energii. Zgodnie z założeniami polityki energetycznej Polski, jednym ze sposobów na walkę z niską emisją i skuteczną poprawę jakości powietrza pozostaje podłączanie odbiorców do miejskiej sieci ciepłowniczej.
Trzeba poprawić efektywność energetyczną budynków –dzięki termomodernizacji i wykorzystaniu energooszczędnych technologii.
Miasta powinny być zwarte, tworzone zgodnie z zasadą miasta 15-minutowego.
Trendy społeczne, które w obliczu wyzwań wynikających ze zmian klimatu pozwalają miastom i ich mieszkańcom funkcjonować w sposób zrównoważony i harmonijny, takie jak np. sąsiedzkie sprzątanie, kawiarenki naprawcze, podzielnie czy giveboxy, opisuje z kolei raport „Naprawiacze świata” przygotowany przez Fundację Veolia Polska.
Do czego są potrzebne drzewa w mieście?
Do (lepszego) życia! Drzewa dają nam cień, chłód i ciszę. Wpływają pozytywnie na nasze zdrowie, wychwytując zanieczyszczenia powietrza, takie jak dwutlenek węgla, dwutlenek siarki czy dwutlenek azotu. Ich pnie absorbują pyłki, popiół i kurz. Pełnią ważną rolę w filtrowaniu wody deszczowej i zapobieganiu erozji gleby. Zapewniają pożywienie i schronienie żywym organizmom. Drzewa poprawiają nasze samopoczucie, koncentrację i produktywność, zmniejszają stres i ryzyko depresji.
Na 170 mln zł wycenili badacze z SGGW korzyści ekonomiczne, jakie w ciągu roku Warszawa czerpie z drzew rosnących w jej granicach. Chrońmy więc drzewa w mieście. Dbajmy o ochronę podmiejskich bagien i mokradeł – są ważnym rezerwuarem słodkiej wody, a także domem dla zwierząt i roślin. Pozwólmy wrócić do miasta dzikiej przyrodzie.
Zieleń zamiast betonu
Odbetonowanie przestrzeni i jej zazielenienie to stały punkt wszystkich budżetów obywatelskich. Coraz więcej miast może się w tej dziedzinie pochwalić sukcesami.
Sadźmy drzewa, ale jakie?
Do miasta wybierajmy gatunki o niskim potencjale alergennym: z drzew – klony, kasztanowce, robinie (akacje), bzy, jarzębiny, sosny, świerki, jodły, modrzewie oraz żeńskie egzemplarze topoli, jesionu i wierzby; z krzewów – irgi, bukszpany, derenie, forsycje, pigwowce, sumaki, berberysy, głogi; z pnączy – bluszcz pospolity, rdestówkę bucharską, winobluszcz pięciolistkowy.
Kraków w alei Róż koło Placu Centralnego w Nowej Hucie pozbył się betonu, zastępując go rabatami z różami, żywopłotami i szerokimi trawnikami.
Warszawa zrywa beton z podwórek (np. na Muranowie) i placów (np. Bankowego), tworzy rabatki i trawniki, sadzi drzewa np. przed Pałacem Kultury i Nauki, wzdłuż ulic: Marszałkowskiej, Chmielnej, Brackiej.
Poznań regularnie odbrukowuje fragmenty chodników oraz przestrzenie przy ulicach, z których nie korzystają piesi, rowerzyści czy kierowcy – po to, by wypełnić je zielenią.
We Wrocławiu w lipcu br. zakończyła się rewitalizacja placu Nowy Targ. Zamiast betonowych płyt, które latem nagrzewały się do ponad 50 stopni, pojawiły się drzewa i kwiaty – w sumie 63 tys. roślin. Przed metamorfozą rosło tu jedynie 35 drzew, z czego osiem w donicach.
Zazieleniają się i odbetonowują również mniejsze miasta, np. Radlin i Rybnik na Śląsku, Piaseczno pod Warszawą, Duszniki-Zdrój na Dolnym Śląsku.
Na zieloną rewitalizację miasta mogą dostać dotację m.in. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW). W tym roku na „odbetonowanie”, rozszczelnienie powierzchni nieprzepuszczalnych, zwiększenie udziału terenów zieleni i rozwój zielono-niebieskiej infrastruktury dofinansowanie – w wysokości 36,4 mln zł – uzyskało sześć miast. Są to: Warszawa, Poznań, Łódź, Rzeszów, Żyrardów oraz Białogard (Związek Miast i Gmin Dorzecza Parsęty). Z dotacji NFOŚiGW powstaną m.in.: nowe rabaty bylinowe, ogrody deszczowe, parki kieszonkowe, zielone ostoje dla owadów i zwierząt, oczka wodne retencyjne.
Miasto jak gąbka
Na terenach naturalnych woda opadowa wsiąka w ziemię, odżywia rośliny, paruje stopniowo, w zabetonowanym i zabudowanym mieście większość wody opadowej spływa do systemów kanalizacyjnych. Efekt: miejska susza. Dlatego też wiosną i latem władze samorządowe apelują o oszczędne gospodarowanie wodą – niepodlewanie ogrodów wodą z wodociągów, tylko deszczówką.
10
proc.wody opadowej wykorzystujemy w Polsce. W Hiszpanii jest to 50 proc.
Co możemy zrobić, by susza była mniej dotkliwa? Eksperci przekonują, że najważniejsza jest retencja, czyli lokalne zatrzymywanie wody opadowej. Nowoczesne, zrównoważone miasto powinno być jak gąbka (ang. sponge city) – łagodzić zarówno skutki suszy, jak i nawalnych deszczy.
– Adaptacja do zmian klimatu wymaga nowego podejścia do planowania miejskich przestrzeni. Trzeba zadbać o powszechność zielono-niebieskiej infrastruktury i nie mogą być to jedynie hasła, a realne działania prowadzące do odbetonowania miast, a także zmiany priorytetów dotyczących intensywności i rodzaju zabudowy miejskiej – wyjaśnia Sylwia Molewska, prezeska fundacji Biznes dla Klimatu.
W stworzeniu miasta gąbki pomogą takie rozwiązania, jak np. zmniejszające ryzyko powodzi zbiorniki retencyjne, kwietne łąki zamiast trawników, parki, nawet najmniejsze, chłodzące i wyciszające zielone dachy i ogrody wertykalne. Wodę w gruncie zatrzymują: porowaty asfalt, przepuszczalne chodniki, niepełne płyty, muldy chłonne, porośnięte roślinnością i wyłożone kamieniami czy wysypane żwirem zagłębienia terenu, niecki i rowy, a także deszczowe ogrody – dzięki nim mniejsze ilości deszczówki spływają z powierzchni nieprzepuszczalnych, takich jak dachy, chodniki i ulice do kanalizacji. Ogród deszczowy chłonie wodę (nawet do 40 proc. więcej niż trawnik), a potem stopniowo oddaje do ekosystemu. Rosnące w nim rośliny hydrofitowe, odporne na okresowe zalewanie lub przesuszenie, dodatkowo przechwytują i zatrzymują zanieczyszczenia zawarte w deszczówce. Oczka wodne czy niewielkie stawy magazynują i oczyszczają wodę, a także zwiększają lokalną bioróżnorodność.
Zagospodarowując deszczówkę, odnosimy konkretne korzyści: oszczędzamy wodę z innych źródeł, obniżamy rachunki za wodę i mamy zabezpieczenie na czas suszy czy awarii sieci. Woda opadowa z powodu zanieczyszczeń do picia się nie nadaje, ale można ją wykorzystać do: prania, sprzątania, mycia pojazdów, spłukiwania toalet, podlewania rabat i trawników (rośliny ją lubią, więc lepiej rosną), celów przeciwpożarowych.
Ideę miasta gąbki realizuje – z sukcesem! – Bydgoszcz. W mieście powstało dotychczas 66 zbiorników retencyjnych, w których po ulewach jest gromadzona woda deszczowa, wykorzystywana następnie do nawadniania zieleni. Projekt otrzymał dofinansowanie z NFOŚiGW.