Oprócz tego, że fakt ów (bo nawet nie metafora) napawa nas wzruszeniem, warto poddać go głębszej refleksji. Wszystko co dzieje się wokół nas, przenika nasze organizmy. Nie jest to jednak tak harmonijne, jak chcielibyśmy uważać. Choć w ustach romantyków świat zmienia się w polanę rodem z reklam proszków do prania, gdzie motylki, zajączki i liski biegają trzymając się za łapki, natura więcej ma wspólnego z bezlitosną walką i zagarnianiem pod siebie ile tylko się da. Podobnie z naszą niezależnością. Choć chcielibyśmy zdecydowanie być odcięci od wszystkiego, niezależni i samostanowiący, niestety – wszystko, co mamy wokół nas przeniknie do naszego wnętrza. Póki dzieje się to w umiarkowanym stopniu, właściwie niewiele szkodzi. Problem jednak w tym, że jeśli sami tego nie upilnujemy, nikt za nas tego nie zrobi. Toksyny, trucizny, bakterie i idee, sprzyjające bardziej innym niż nam, wtargną do naszego ciała, proponując własną „agendę”. Powiada się, że człowiek jest średnią pięciu osób, które najczęściej spotyka. Otoczenie społeczne ma na nas wpływ olbrzymi. Wbrew potocznemu sądowi, jeśli nikt w naszym otoczeniu nas nie wspiera, praktycznie nie mamy szans wziąć się w garść. Podobnie z przyjaźnią albo przynajmniej życzliwością. Jeśli nie mamy wokół siebie osoby, która powie nam w chwili dramatu „masz prawo się tak czuć”, które to zdanie bywa jednym z najlepszych detoksów duszy, ciągłe wątpliwości w końcu zjedzą nas od środka. Oczywiście warto takich osób wokół siebie szukać, ale także powinniśmy takimi osobami sami być. To drugie jest już o wiele trudniejsze. Niestety, naturalną koleją rzeczy wiele zjawisk w życiu traktujemy jak hipermarket, do którego wpadamy tylko na zakupy i powinien być zawsze otwarty. Socjolodzy mówią, że traktujemy tak demokrację – chodzimy głosować albo i nawet nie, a potem się nie interesujemy, ale ma działać. Lekarze mówią, że podobnie mamy ze zdrowiem. Raz na rok się ruszę i zjem marchewkę, więc przecież dbam. Przyjaźń – zadzwonię raz na kwartał i polubię mu zdjęcie na „socjalach”. Miłość – seks raz na jakiś czas wystarczy, no i zakupy zrobię. Niestety, praca nad usuwaniem toksyn, to raczej praca farmera. Życie jest o wiele bardziej ogrodem niż sklepem. Trzeba je odchwaszczać codziennie, po trochu i zwykle zbierzemy w nim to, co pielęgnowaliśmy. Wpadanie raz na jakiś czas nie wystarczy. Znów okazuje się, że systematycznym łatwiej. Nie trzeba pilnować wszystkiego, ale warto przynajmniej znać trucicieli własnego życia. W latach sześćdziesiątych przeprowadzono badanie, które na wiele lat zaburzyło potoczne myślenie o odżywianiu się. Podawano mianowicie małpom zbyt mało pożywienia i okazało się, że małpy te były zdrowsze, niż te, które karmiono porcjami normalnej wielkości. Do dziś wielu „ekspertów” powtarza wniosek, że „lepiej jeść za mało”. W kolejnym wieku zreplikowano to badanie i… jego efektów nie udało się powtórzyć. Okazało się, że przyczyna była prozaiczna – w latach sześćdziesiątych małpy karmiono lichą odżywką. Oczywiście, że lepszy brak jedzenia, niż złe jedzenie. W nowej wersji badania małpom podawano owoce przez to wynik badania był zgoła inny. Wniosek końcowy: lepiej jeść normalnie niż zbyt mało, o ile jemy zdrowo. Ponieważ w życiu szukamy pretekstów do proaktywności, chciałbym Szanownego Czytelnika uczulić nie tylko na fakt pozbywania się toksyn, ale i poszukiwania ich zdrowych ekwiwalentów. Jeśli nie chcę jeść źle, to co powinienem jeść? Jeśli nie chcę śmiecić, zastanawiam się nie tylko nad tym, czego powinienem robić mniej, ale i czego więcej. Jeśli chcę się oczyścić z trucizn, czym ten brak wypełnię? Tu w sukurs idą liczne badania nad głodówkami, restrykcyjnymi dietami i postami. Owszem, detoks służy organizmowi. Głodowanie daje szansę wydalenia substancji szkodliwych i odzyskania części równowagi. Problem z głodówkami zaczyna się jednak wtedy, kiedy owe głodówki się kończą. Okazuje się bowiem, że nasze wygłodniałe ciało, przerażone wizją faktu, że jego właściciel zgłupiał i pewnie chce je zabić albo w okolicy skończyło się jedzenie, zaczyna wchłaniać wszystko, nawet to, czego w warunkach przed głodówką by się pozbył. O ile więc sama głodówka i detoks nie są specjalnie szkodliwe, to powrót z detoksu bardzo – warto więc wiedzieć nie tylko czego się chcemy pozbyć, ale jak na to miejsce wrzucić coś nowego. Wtedy być może zamiast diety i detoksu powoli zmienić styl życia na stałe. Bo jeśli tego nie zrobimy, powrót do starych nawyków często okaże się najbardziej prawdopodobną opcją. Czego i Państwu nie życzę. Do kolejnego spotkania!