Zacznijmy od ciekawostki, że bywają sytuacje, w których nie chcemy brać energii z zewnątrz, bo wolimy „spalić własną”. Tak robią na przykład osoby chcące zrzucić masę. Nie jedzą tłuszczu i organizm musi palić własny. W takich wyjątkowych sytuacjach skuteczną metodą jest po prostu życie z głodem. Badania pokazują, że osoby, które mają wyższy poziom samodyscypliny, nie odczuwają głodu i zmęczenia tak dotkliwie, jak osoby o niskim poziomie samodyscypliny. Praca nad własnym charakterem więc popłaca – normalny trud życia będzie dla nas bardziej znośny. Filozof powiedziałby, że sekretem bogactwa jest mniej potrzebować, ale nie idźmy w tę stronę za daleko, bo nasze skromne życie powinno także być godne. I to pierwszy morał naszych rozważań: lepsze życie to takie, kiedy mniej się spala i nad tym warto pracować (w granicach rozsądku i godności). Idźmy dalej.
Czasem nie chcemy energii z zewnątrz, bo jest szkodliwa. W latach 60 przebadano małpki podając im do jedzenia odżywkę i okazało się, że zwierzątka są zdrowsze, kiedy jedzą za mało, niż, gdy jedzą zbyt wiele. Przez wiele lat po tym badaniu pokutował pogląd, że „niedojadanie” jest zdrowe. Niestety. Replikacja tego eksperymentu po latach się nie powiodła. Szukano różnicy. Okazało się, że jeśli małpki jedzą odżywkę, to rzeczywiście – lepiej chodzić głodnym. Ale jeśli małpki dostają normalne pożywienie – a to właśnie zaproponowano im w powtórce badania – to efekt nie działa. Gdy więc mamy czerpać z lichego paliwa, lepiej zużywać go mniej, ponieważ bardziej niszczy nam „sprzęt”, niż pomaga. Praktyka użyteczna w wielu dziedzinach życia, nie tylko w dietetyce.
Najczęściej jednak poleca się nie musieć bazować zbyt bardzo na własnych zasobach i oszczędnościach. Mieć je, owszem, zachomikowane na wypadek niespodziewanych wypadków, ale pilnować stałego, równego przepływu. Choć nie lubimy, kiedy zwraca się nam na to uwagę, podstawowe czynności „tankujące” w naszym życiu, to: odsypianie, odjadanie i powodowanie, żeby układ krążenia był drożny, czyli lekki ruch. Nudne to i nic ciekawego: jeść poprawnie, nawadniać się, odespać, poruszyć. Prozaiczne, lecz od naruszenia tych trzech elementów zaczynają się nie tylko problemy zdrowotne, ale i motywacyjne, emocjonalne, w miłości i w pracy. Człowiek niewyspany wszystko robi w zwolnionym tempie, rozkojarza nas każdy śmieszny obrazek, a do zadania zbieramy się godzinę. Myślimy: „Ja to jestem jednak leniwy…”, a okazuje się, że kilka dni odespania i zupełnie inna osoba, dziarsko zabierająca się i stabilnie trwająca przy zadaniu, aż skończy. Nudne więc to gadanie o jedzeniu i spaniu, a ponadto wciąż je bagatelizujemy (zwłaszcza spanie, bo darmowe), ale wciąż na topie jeśli chodzi o badania i dla wielu z nas zmiana sposobu jedzenia i spania, odwali 2/3 hałdy problemów życiowych.
Trzecia sprawa związana z zasobami, to sprawa dziur, czyli miejsc, gdzie energia ulatuje, a nic z tego nie ma. Tu warto zwrócić uwagę na czynności, które pożerają czas nie pełniąc swojej funkcji. Niby odpoczywam, ale jestem bardziej zmęczony, niż przedtem (bo na przykład przeglądam wiadomości z wojny). Niby robię zadanie w pracy, ale od dłuższego czasu nie mam poczucia, że przekłada się to na jakiś konkretny wynik. Oczywiście nie da się ustawić życia tak tak, żeby wszystkie zajęcia w pracy były porywające, ale czasem okazuje się, że robimy coś nawykowo, choć nie spełnia już swojej funkcji. Na przykład: spotykam się ze znajomymi co czwartek, a nie czuję się od tego lepiej. Kiedyś – owszem. Ale od jakiegoś czasu czuję, że to taki przymus. Albo: oglądam wieczorem filmy, ale od jakiegoś czasu czuję, że robię to z nawyku, ale większość tych filmów to takie sobie historie. I trochę mnie to już nudzi. Stąd przydają się dwie grupy pytań:
1. Co mi daje ta konkretna czynność?
2. Czy o to mi chodziło? Czy chciałam/chciałem, żeby mi to robiło? Czyli: czy to załatwia sprawę?
Wiele czynności (przodują w tym nałogi), zaczyna się jako coś, co daje przyjemność, a po jakimś czasie robimy to tylko po to, by zmniejszyć presję i poczuć ulgę, że mamy odhaczone.
No, dobrze. A co, gdy akurat znikąd pomocy? Czyli nie mamy zasobów? Oprócz proponowanego już „przepalania mniej”, można spróbować zreorganizować własne resztki – nadać im inną wartość, albo zmienić cele, na które je przepalamy. Krótko pisząc: ratujemy się reorganizacją. Najprostszy sposób? Mniejsze kółko, czyli sens i wdzięczność.
Nie mając zasobów warto zwrócić uwagę na zakres troski. Często uważamy, że powinniśmy się troszczyć i odpowiadamy za więcej, niż jesteśmy w stanie ogarnąć. Zmniejszamy więc zakres troski, by był bliżej nas. Co mamy do zrobienia teraz? Kto z najbliższych jest dla nas ważny? Jakie proste, najbliższe czynności są w naszym życiu ważne? Zawężamy horyzont zainteresowania, skupiając się na wszystkim bliżej nas. Na co mam wpływ? Kto mnie obchodzi, a kto nie? Zwykle horyzont troski sięga w naszym życiu dalej, niż zakres kontroli. Z czystym sumieniem można się przywoływać do porządku tak, by były mniej więcej tej samej średnicy. Kiedy już to się stanie, w kolejnej czynności szukać warto sensu owych prostych, codziennych czynności. Komu pomagają, po co mnie one, po co one światu. Kto się ucieszy? Kto na tym korzysta? Trzeci krok, to wdzięczność, że wobec tego w ogóle możemy to robić. Nie wiadomo jak jeszcze długo i nie wiadomo jak skutecznie, ale na razie jeszcze możemy się cieszyć.
Nie dość więc, że na czas ograniczonych zasobów, zawężamy horyzont zainteresowania, to cieszymy się tym co mamy. Wtedy, nawet resztka paliwa, którą mamy może się okazać wystarczająca, by się dźwignąć albo przetrwać trudny okres, a potem zabrać się za pozyskiwanie zasobów i działanie w szerszym zakresie. Czego Państwu życzymy.