No bo któż z nas nie uważa, że generalnie lepiej jeść zdrowo? Albo się wysypiać? Bez względu jednak na to, ile potu, krwi i łez uronią badacze, publikując badania potwierdzające powyższe tezy, a my spróbujemy wdrożyć w naszym życiu zmiany, na koniec okaże się, że co nieco na chwilę drgnęło, a potem człowiek robi, jak robił. Jednakowoż nie do końca. Powiedzmy sobie o kilku sposobach, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu i żebyśmy po dwóch krokach w przód, nie robili trzech wstecz.

Żeby wartości „pracowały”, czyli np. powstrzymywały nas przed głupotami, muszą być codziennie aktywizowane, czyli przypominane

Kruczek pierwszy: edukować się. Niby proste, a jednak – o czym nie myślimy zbyt często – najgorsze, to wiedzieć niewiele. Najbardziej przekonuje nas to, na czym najmniej się znamy. Z myśleniem proekologicznym jest podobnie. Pod warstwą internetowych wypocin pod tytułem „wszyscy wróćmy do natury” i z drugiej strony: „po co się męczyć, skoro w niektórych krajach (nie pokazujmy palcami) mają to gdzieś”, znajduje się złoty środek, rozsądne oko cyklonu ekologicznych emocji, do którego dotrzeć można jedynie zgłębiając wiedzę. Wtedy na przykład na każdą reklamę: kupuj ekologicznie, dopowiemy sobie, że najekologiczniej to jest po prostu mniej kupować.

Z edukacją wiążą się dwa pozytywne efekty. Po pierwsze, zaczynamy być rozsądniejsi, czyli odsiewamy ziarna od plew. A po drugie, łatwiej nam zmieniać nawyki, ponieważ umysłowi trudno robić coś w wielkim konflikcie z wiedzą, jaką posiada. To by był pewnie najprostszy i najmniej inwazyjny sposób: codziennie obejrzeć sobie jeden filmik o myśleniu proekologicznym. Niech nawet trwa minutę. Wystarczy. Swoją drogą to dobry sposób na każdą zmianę w życiu – jeśli ktoś zamierza coś w życiu zmienić, dodać sobie albo odstawić. Zaczynanie od edukacji bardzo pomaga i wyręcza w wysiłku. Zmiana w głowie dzieje się sama. Trudność polega na tym, że jak pokazują badania, wolimy zarobić mniej, ale obejrzeć filmik z poglądami, z którymi się zgadzamy, niż zarobić więcej, „ubogacając” się argumentami drugiej strony. Trzeba się więc będzie nieco do edukacji przymusić. Ale – minuta dziennie ze skóry nas nie obedrze.

Kruczek drugi: głębszy sens (dla domu). Im więcej się dowiemy, tym więcej znajdziemy w tym sensu dla siebie i tym więcej sposobów na wdrażanie. Jakie mogą być sensy? Choćby to, że można łatwo zaoszczędzić parę złotych dla rodziny, bez nadwerężania się zbytnio. Obniżymy temperaturę w domu o jeden stopień i okaże się, że właściwie to nawet lepiej na tym wyszliśmy. Nie dość, że jest parę złotych w kieszeni, to jeszcze mniej boli głowa i mniej się zimą choruje.

Sens jest wyjątkową płaszczyzną w kierunku każdego człowieka, ponieważ jak lina od bungee, wyciąga nas z dołków. Warto jakiś mieć. Co ciekawe, prawie zawsze sens to w taki czy inny sposób dbanie o otoczenie (rodzinę, znajomych, środowisko) i prawie zawsze na koniec sprowadzi się do prostych czynności. Na przykład robienia dziecku kanapek. Albo segregowania śmieci czy obniżenia temperatury. Sensy więc zaczynają się wysoko (czy lepiej może powiedzieć – głęboko), a kończą na zachowaniach prozaicznych. Nie inaczej jest z ekomyśleniem.

Ekologia to nie tylko modny trend, to styl życia i przejaw troski o przyszłość naszej planety. Edukację ekologiczną dzieci warto zacząć od najmłodszych lat. Najważniejsze by uczyć je tego, co sami robimy i w co sami wierzymy

Kruczek trzeci: wina i wstyd. Żyjemy w czasach, w których wina i wstyd nie mają zbyt dobrej prasy. Nie lubimy się wstydzić, a winić to najchętniej innych. Kłopot w tym, że obydwie te emocje całkiem nieźle regulują działanie. Na przykład, jeśli ktoś mówi, że się czegoś wstydzi, słuchamy intensywniej, niż na przykład wtedy, kiedy mówi, co go złości. Wstyd jest lepszym regulatorem społecznym niż gniew. Szkoda więc, że stracił na popularności i publicznie nikt już nie mówi (zwłaszcza w telewizji), że mu za coś wstyd. Za co może być wstyd w ekomyśleniu? Otóż mamy badania pokazujące, że może nam być wstyd, że świadomie, nieekonomicznie gospodarujemy budżetem domowym. Znów więc myśląc o ekologii, zaprzęgamy rodzinę. Myślenie takie pomagało osobom, które nie brały z domów do sklepu wielorazowych reklamówek. Nie trzeba więc myśleć o zwierzętach, planecie i kosmosie, żeby być ekologicznym. Wystarczy myśleć o swojej rodzinie i o tym, że gdyby pozbierać kilka ekologicznych zachowań, to byłoby w domu więcej pieniędzy, a jeszcze człowiek miałby poczucie, że coś dobrego ogólnie robi. Tyle wygrać!

Kruczek czwarty: przypominanie. Natknęliśmy się już na ten wątek wcześniej, przy okazji edukacji. Otóż, bez względu na to, jakich wartości drogą będziemy podążali w życiu, ulegną one wyblaknięciu w codziennym trudzie i znoju. Wartości, żeby „pracowały”, czyli na przykład powstrzymywały nas przed głupotami, muszą być codziennie aktywizowane, czyli przypominane. Możemy to robić w pojedynkę albo rodzinnie. Mieć na przykład powiedzonko: „mniej do komina, zdrowsza rodzina”. I je powtarzać, mierząc w domu temperaturę. Albo: „nie kupujmy na wyrost”, „kto nie wydaje, temu zostaje”, „lepszy ten, kto wyrzuca mniej śmieci”. Takie powtarzane rodzinne nawyki wgryzają się w nasze życie i codziennie odwalają za nas robotę uważności na zachowania preferowane i takie, których powinniśmy unikać. Trzymamy kciuki!